Inspiracja czasem przychodzi we śnie

To będzie krótki, acz rzeczowy wpis.  Sukienka, którą pokażę jest jedną z moich ulubionych pozycji w kolekcji. Nie wiem skąd się wzięła w mojej głowie, ale pojawiła się w niej podczas snu. Tej nocy przyśniły mi się dwie, to jest ta druga (na pierwszą wciąż szukam odpowiedniego materiału). Obudziłem się z poczuciem, że oto zobaczyłem we śnie rzecz niemal idealną – czystą, prostą i piękną. Rzecz, na myśl o której w tym komplikowanym świecie czułem ulgę. Szybko nabazgroliłem notatkę, jako że senne marzenia lubią wyparowywać w ciągu kilku chwil.

 

 

Godzinę później uznałem ją za banalną – zresztą, kto by tak nie pomyślał patrząc na powyższy rysunek… Jednak wizja ze snu mnie nie opuszczała, zagościła we mnie na dobre i pewna siebie czekała, aż – tym razem ja – dojrzeję do niej.  Błysk olśnienia nadszedł dobrych kilka miesięcy później, kiedy wróciłem z Oświęcimia z 10-oma metrami niepowtarzalnej dzianiny: wełna z domieszką angory, splot na granicy cieniutkiego sweterka i dzianiny metrażowej, delikatne, miękkie, szlachetne cudo w kolorze indygo, które jest tak elastyczne, że rozciąga się prawie do przezroczystości. ACH. Nie musiałem nawet walczyć z obawami, że sukienka zostanie uznana za banalną, nie byłem w stanie nie popłynąć w te fale opływającej uda linii A! To był ten moment kiedy robiłem coś dla przyjemności a nie pod publikę.

Oprócz proporcji i konsystencji materiału, najważniejszy był dekolt – główna ozdoba tego cuda. Kiedy już znaleźliśmy odpowiednią głębokość, kiedy dopieściłem kształt, Pani Monika perfekcyjnie wszyła lamówkę, która na szyi ma formę małej stójki i subtelnie zwęża się, aż do dna dekoltu. Niestety zdjęcie nie oddaje perfekcji lamówki, ani kształtu dekoltu. Tę sukienkę trzeba zobaczyć na żywo (na stronie będzie zoom, w którym te detale będą widoczne :)) Niezależnie od tego, prezentuję wysmakowaną prostotę – to co Leśniak lubi najbardziej!